Z wizytą na Ziemi (nie takiej) Świętej



Pomysłu na styczniowy wypad zagraniczny szukałem dosyć długo. W poszukiwaniach uwzględniałem przede wszystkim temperaturę jaka panuje na miejscu - warto przecież wygrzać się w styczniu :) Z pomocą przyszła promocja popularnej taniej linii lotniczej. Za niecałe 200 zł udało się zakupić bilety na dość ciekawy kierunek - izraelski Tel Aviv :D



Dzień 1.


Podróż do miejsca docelowego rozpocząłem z lotniska we Wrocławiu. Już tutaj można było znaleźć podobieństwa do ostatniego wypadu do Neapolu (link) :P


                                          Neapol                                                     Tel Aviv

Jako,że śniadanie powinno być lekkie skończyło się na jednym, drugie śniadanie to już inna sprawa :)



Po 3,5 godzinnym locie wylądowałem w Izraelu. Pierwszym zaskoczeniem było sprawne wydostanie się z terminala. Wiele naczytałem się o procedurach na lotnisku Ben Guriona, uważanym za najlepiej strzeżone lotnisko świata. Ku mojemu cała procedura od wyjścia z autobusu dowożącego pasażerów do terminala do jego opuszczenia zajęło mi... 13 minut :O

Pierwsze problemy zaczęły się tuż po jego opuszczeniu. Okazało się bowiem, że w piątki oraz soboty pociągi na trasie lotnisko - Tel Aviv nie kursują :/ Wszystko jest spowodowane tutejszym weekendem - szabasem. Po krótkiej konsternacji i chwili rozkminiania znalazłem kursujący zamiast pociągów autobus, co najfajniejsze... jest darmowy :) Przy cenach w Izraelu jest to miła niespodzianka.

Po dwudziestominutowej podróży autobusem i trochę dłuższym spacerze ujrzałem takie widoki:


Dalsza część dnia upłynęła mi na regeneracji sił po podróży oraz planowaniu dnia kolejnego.

Dzień 2.

Na ten dzień plan był prosty. Mecz. Na kilka dni przed wyjazdem zaplanowałem sobie wizytę na stadionie HaMoshava, Na tapetę trafiło spotkanie określane małymi derbami Tel Avivu. Mecz pomiędzy Hapoelem a Bnei Yehuda rozegrano w miejscowości Petach Tikwa, gdzie rozgrywa swoje domowe spotkania zespół Hapoelu. No i znowu problemem okazał się szabas. Stadion oddalony jest od miejsca mojego noclegu o ponad... 10 km. Niepracujący transport publiczny zmusił mnie do niespiesznego spaceru w kierunku stadionu. A po drodze wizyta pod Ramat Gan Stadium:

Stadionu nie udało się zobaczyć od wewnątrz, zamknięty na cztery spusty.




Znajduje się tu siedziba izraelskiego związku piłkarskiego.







 
Na boisku bocznym rozgrywany był mecz drużyn młodzieżowych.


Po kilkunastu minutowym spacerze wokół obiektu trzeba było ruszyć dalej. Na mecz!
______________________________________________________________________________

Hapoel Tel Aviv - Bnei Yehuda Tel Aviv 3:2 (2:1)


🏟️ Liga ha'Al
 26.01.2019 16:00
👥 widzów: 6 300
💰 bilety: 60 ש"ח (tj. 60 zł)
🍺 catering: tak

Spotkanie to wziąłem sobie za cel kilka dni przed wyjazdem. Wtedy to napisałem do klubu z Tel Avivu prośbę o przyznanie akredytacji na ten mecz. Po dniu oczekiwania przyszła odpowiedź pozytywna. W związku z tym tego dnia ruszyłem na stadion. 

Po ponad 10-cio kilometrowym spacerze w końcu jest :D

Po dotarciu na stadion znowu problemy :P
No co poradzić! :P

HaMoshava Stadium w pełnej krasie :)

Jako, że z akredytacją był problem, w ramach 
protestu kupiłem bilet na sektor kibiców gości :P









Catering obnośny :P

W przerwie postanowiłem sprawdzić jego jakość, dobrze nie było :P





Mecz bardzo wyrównany z delikatną przewagą gospodarzy. Wynik ważył się do ostatnich chwil spotkania. Piłkarsko wielkie widowisko to nie było. Jeśli chodzi o aspekty kibicowskie, było ok, ale bez wypierdu :P
______________________________________________________________________________

Po meczu nie musiałem już na szczęście wracać piechotą :) Od godziny 19 wraca bowiem powoli transport publiczny. Na stację kolejową nie było zresztą daleko, można z niej było podziwiać pomeczowe korki :P


Po powrocie do Tel Avivu szybki spacer nocnym miastem oraz smakowanie lokalnej kuchni :)



Dzień 3. 

Trzeci dzień zaczął się o nieludzkiej godzinie szóstej. Było to związane z pomysłem mojej hostelowej sąsiadki Ani. Plan wymyślony przez Anię zawierał wizytę nad Morzem Martwym. Jako, że mecz miałem zaplanowany na godziny wieczorne przystałem na propozycję. W drogę!

Najpierw szeruta na dworzec.

Potem do Jerozolimy. Kierowca chyba był fanem Maccabi :p

Później jeszcze jedna przesiadka i jest!
Zasolenie Morza Martwego unosi człowieka 
na jego powierzchni, dziwne uczucie :D


Był również taki przybytek...
... ale zamknięty :(

Po ponad dwugodzinnym pobycie, postanowiliśmy wracać do Jerozolimy. W tym celu udaliśmy się na przystanek autobusowy. Czekamy pół godziny, czekamy godzinę, czekamy półtorej godziny i nic. Nic nie jedzie! Po tym czasie postanowiliśmy łapać stopa. Poszło szybko po pięciu minutach siedzieliśmy już w samochodzie, którego kierowca twierdził łamanym angielskim, że weźmie nas na dworzec autobusowy w Jerozolimie.


Cały fun skończył się po jakichś 10 minutach jazdy. Kierowca stwierdził, że za taką przysługę należy mu się zapłata! Opcja wysadzenia nas pośrodku pustyni nie napawała nas optymizmem. Z "proponowanej" przez kierowcę kwoty 200 szekli udało nam się zejść do 80. Jak się później okazało nie był to koniec naszych problemów. Nasz "dobrodziej" zamiast do Jerozolimy zabrał nas na dworzec autobusowy w ... palestyńskiej miejscowości Anata :O Zapewnił nas, że odjeżdża stąd autobus do Jerozolimy, zainkasował należność i grzecznie kazał wypierdalać...

W taki oto sposób wylądowaliśmy w Autonomii Palestyńskiej. Dworzec składał się z trzech autobusów (w tym jednego sprawnego), otoczonych z trzech stron wysokimi murami. 


Na "dworcu" żadnych ludzi nie było. Ponadto widziana przez nas z samochodu okolica nie napawała chęcią na jej odwiedzenie. Czekamy piętnaście minut, czekamy trzydzieści. Jest! Jest autobus! Kierowca palestyńczyk płynnie mówiący po angielsku potwierdził, że jedzie do Jerozolimy, dla nas to już był sukces! Autobusem przedzieraliśmy się przez arabskie miasto po drodze zabierając kolejnych pasażerów, oczywiście samych arabów, w tym kobiety, które miały zasłoniętą całą twarz za wyjątkiem oczu. Ciekawa podróż :)

Bilet na arabski autobus
Ale pamiątka fajna :P

Kolejną niespodzianką była wizyta autobusu na ... wewnętrznej granicy państwa Izraela. I znowu niepewność. Przecież w drugą stronę nie przekraczaliśmy granicy, czy zrobiliśmy to nielegalnie? Czy wbiją nam jakąś pieczątkę w paszport i będziemy mieć problemy z opuszczeniem Izraela. Kolejne minuty oczekiwania były ciężkie. Na szczęście kontrola przeszła bezproblemowo. Znowu byliśmy na terytorium Izraela. Dojechaliśmy na tzw. dworzec arabski, a później udaliśmy się pieszo w kierunku centrum. Wszystko było już w porządku :D Muszę jednak przyznać, że sytuacja wzbudziła we mnie "odrobinę" strachu :P

Krótki spacer przez Jerozolimę w kierunku dworca.

Powrót do Tel Aviv z tych nerwów... przespałem. Nie było już czasu na dalsze rozważania. Czas było pomyśleć o wieczornym meczingu, Po krótkiej wizycie w hostelu ponownie wyruszyłem na dworzec z którego pociągiem miałem pojechać na spotkanie do miejscowości Netanya. Wsiadłem w szerutę i ponownie pojawiłem się na dworcu. 

I tu wyszła totalna katastrofa logistyczna. Po pierwsze byłem przekonany, że dworzec kolejowy znajduje się w tym samym co autobusowy. Po dziesięciominutowych poszukiwaniach na mapie odkryłem, że stacja kolejowa oddalona jest o pół kilometra. Nie był to jedyny problem, dodatkowo pomyliłem... dworce! :P Myślałem, że jestem na zupełnie innej stacji niż byłem. Zamiast na stację Savidor przyjechałem na stację HaHagana <facepalm> :P No i z meczu nic nie wyszło....

W ramach poprawy humoru...
... falafelek :P

Dzień 4. 

Dzień wyjazdu.

Cytując Kazika: "ten dzień przywitał nas ulewą".

Pogoda tego dnia nie napawała optymizmem. Padać przestało dopiero koło godziny 13. Szybkie pakowanie, ostatnie zakupy ostatnia wizyta nad morzem...


Później wolniutki spacerek w kierunku dworca. Po drodze wydawanie ostatnich szekli, nie obyło się oczywiście bez pożegnalnego falafela :P Na dworcu oczekiwanie na pociąg na lotnisko ok. 1,5h, mimo, że rozkładowo pociągi te jeżdżą co pół godziny :) Gdy w końcu przyjechał, szybka, trwająca 10min podróż na lotnisko. Tam przesiadka w shuttle bus kursujący pomiędzy terminalami i na zalecane 3 godziny przed lotem melduję się na lotnisku.

I znowu te legendarne kontrole i przesłuchania. Przesłuchująca mnie Pani, po tym jak wspomniałem, że byłem na meczu, zapytała mnie czy mam z niego bilet i poprosiła o jego pokazanie :D Na szczęście byłem dobrze przygotowany :P
Znowu wszystkie procedury zajęły mi strasznie mało czasu. Niespełna 30 minut po pojawieniu się na lotnisku byłem już przy bramkach prowadzących na pokład samolotu...

Przyszedł czas pożegnać się z Izraelem. Na pewno był to ciekawy wypad. Inna kultura, inny klimat. Nowe doświadczenia życiowe, z chęcią jeszcze kiedyś tu wrócę, jeszcze tyle stadionów zostało do zobaczenia :D

Bye bye Tel Aviv

Komentarze

  1. Westchnęłam z przejęcia trzy razy! Szczególnie mocny fragment o podróży stopem. No i jęk zawodu, że lowest bar był zamknięty. Niesamowita podróż!

    OdpowiedzUsuń
  2. 33 years old Dental Hygienist Florence Cameli, hailing from Drumheller enjoys watching movies like "Hamlet, Prince of Denmark" and Quilting. Took a trip to Greater Accra and drives a Allroad. przejdz do tej strony internetowej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty