Piłkarski tryptyk



Spóźniona majówka. Początek maja spędziłem w trybie siedzącym w pracy, także wyrwać się od szarej codzienności było niejako takim obowiązkiem. Jako, że długo na dupie usiedzieć nie mogę postawiłem na mały, lecz bardzo intensywny tour: Węgry. Słowenia. Austria. Żaden z tych krajów nie jest mi obcy. Przynajmniej turystycznie. Piłkarsko to już jakaś nowość :)


Tak. 4:05. Czasami trzeba się mocno poświęcać, aby ok. 10h później być już w...




... w Budapeszcie :D

Jako, że w stolicy naszych bratanków byłem już niejednokrotnie, postanowiłem sobie odpuścić zwiedzanie zabytków, podejrzewam, że od ostatniej wizyty żadnych nowych nie przybyło :P

W takim razie co tu robić w piątkowe popołudnie?

Po atrakcjach dodatkowych...
... oraz niewyobrażalnych sukcesach ekonomicznych...
  ...trafiłem, no a gdzieżby indziej, na stadion :D
Spotkanie od samego początku zapowiadało się na mecz walki...

... mimo to zgromadziło na obiekcie raptem 60 widzów.
Najwyraźniej 17:30 w piątek to nie jest korzystna dla kibiców godzina :)

Jak się później okazało, tego dnia zespół Unione FC podejmował drużynę RAFC. 

O ile pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1...

... o tyle w drugiej znacznie lepsza okazała się drużyna gospodarzy, ostatecznie zwyciężając 5:2.

Nie obyło się jednak bez skandali z udziałem sędziów...
Sam obiekt stosunkowo nowy, zadbany z knajpą na koronie :)

Wysokie trybuny pozwalały obserwować nowinki taktyczne węgierskiego futbolu :)



4 liga węgierska wciągnęła mnie na tyle, że nie był to jedyny mecz tej ligi tego dnia :) Przejazd tramwajem na drugi koniec miasta i już melduję się na kolejnym obiekcie. Tam jednak napotkałem pewne trudności...
Pierwszym problemem było rozszyfrowanie, który to planowany mecz. Gdy ten punkt już odhaczyłem, z wrodzonej ciekawości musiałem wydedukować, co to za mecz rozgrywany obok :P Po kilkuminutowej rozkminie okazało się, że jest to ... również mecz czwartej ligi :D

Przez jakiś czas starałem oglądać oba spotkania na raz, lecz swoista multiliga nie pozwalała skupić się na żadnym z nich. Ostatecznie wybrałem mecz o którym nie miałem pojęcia, głównie za sprawą około dziesięcioosobowego młyna :D

Kibice gości śpiewali z krótkimi przerwami przez cały mecz :)

 Jak to niestety dzieje się w dużych miastach, obiekt plastikowy.

 Pojedynek zgromadził ok 70 widzów, choć tak naprawdę dużo ludzi oglądało oba mecze naraz :P

Trybuna gości dobrze zabezpieczona przez ochronę :)

Od pierwszych minut lepszy był zespół gości, walczący o awans do ligi trzeciej.

Sędziemu na pewno nie można zarzucić, że powinien udać się do okulisty :)

Jest i stadionowa knajpa, a tam...

... m.in. zapiekanki :D

Oprócz zapiekanek, hot dogów i innych przekąsek, dostępna również szeroka gama alkoholi, z wysokoprocentowymi włącznie :)

O ofercie lokalu gastronomicznego wiedziała również zorganizowana grupa kibiców gości.

Oba boiska kompleksu dzieli może 15 metrów.

W tym meczu zespół REAC, nie dał szans drużynie Svábhegy FC, pokonując ich pewnie 0:6.

Po meczu radości nie było końca :D

Po dniu pierwszym, dość aktywnym dniu, kolejny rozpocząłem od podróży do głównej atrakcji wyjazdu - Mariboru.



Były również pewne nowinki technologiczne...

... obiad...

... oraz szybkie zakupy :D

Głównym punktem wycieczki były Večni derbi, czyli spotkanie derbowe pomiędzy pewnie zmierzającym po tytuł NK Mariborem a stołeczną Olimpiją Lubljana.

Kibice pod stadionem gromadzili się już na długo przed meczem.

Stadion Ljudski Vrt ładnie komponuje się z otaczającymi go górami.


Pojemność obiektu to niecałe 13 tyś krzesełek, a spotkanie zostało wyprzedane.





Osobiście uważałem, że grupa kibiców gości będzie liczniej reprezentowana.


Pierwsza oprawa Viole Maribor...

 ... podczas której gości wyszli na prowadzenie...


... co nie do końca przypadło do gustu miejscowym ;)




Ktoś postanowił wrzucić fioletową świecę dymną do sektora gości, lecz odległości trochę zabrakło :P

Trzeba przyznać, że najbardziej zapracowani na stadionie byli... strażacy :)

Spotkanie toczyło się w napiętej atmosferze, również na boisku było sporo agresji.



W zasadzie do przerwy mecz był już rozstrzygnięty, gospodarze całe spotkanie grali straszny piach.


Forma drużyny nie specjalnie przeszkadzała bawić się miejscowym kibicom...

... chociaż chyba do końca zadowoleni z postawy swoich ulubieńców nie byli :)




Również ekipa Green Dragons przygotowała mały pokaz pirotechniczny...


... oraz konkurs rzutu racą :)

W drugiej połowie wynik nie uległ już zmianie. Wieczne Derby na korzyść Olimpiji.


Na sektorze gości trwałą feta...

... podczas, gdy miejscowi piłkarze musieli wysłuchać kilka cierpkich słów, po czym zeszli do szatni.

Zeszli do szatni, lecz kilka minut później przywołani przez kibiców wrócili, piękna sprawa :D




Porażka w derbach na pewno zabolała kibiców Mariboru, lecz w kontekście całego sezonu ich piłkarze zasługują na wielkie brawa. W końcu tytuł mistrzowski najpewniej wróci do Mariboru. Mimo porażki do wczesnych godzin porannych na ulicach miasta niosły się pieśni śpiewane przez lokalnych fanów :)

Trzeci dzień to niejako dzień powrotu do domu. No ale jako, że to niedziela to również wypadało by zobaczyć jakieś mecze. Przystankiem powrotnym w drodze na Śląsk okazał się Wiedeń. Jako, że austriacka stolica nie należy do moich ulubionych miast, cały ten dzień postanowiłem spędzić oglądając lokalną piłkę.

Stadionowa trybuna z punktem cateringowym oraz miejscem dla spikera.

Sposób numeracji krzesełek do dzisiaj jest dla mnie zagadką. Chyba nikt nie przejmował się nimi podczas montażu :)

Spotkanie pomiędzy SV Wienerberg i SV Donau zaplanowane było na niedzielę na godzinę 11:11(!)



Grillstand była moim celem na drugą połowę spotkania :D


Mecz zgromadził ok 100 kibiców, chociaż oficjalne źródła mówią o ponad 350 :P

Spotkanie rozpoczęło się z minutowym opóźnieniem :P

Przebieg spotkania był bardzo wyrównany.

Spotkały się ze sobą dwie podobnie grające ekipy.





Przy wizycie na Grillstand okazało się, że nie ma grilla, skandal :(




Ostatecznie pokonani z placu gry schodziła drużyna gospodarzy, ulegając SV Donau 2:3

Pech chciał, że po tym spotkaniu rozpadało się w Wiedniu na dobre. Polecam szczególnie ludziom, którzy uważają, że parasol w bagażu to zbędna pierdoła :P 

Cały przemoczony, zmarznięty i wk***iony dotarłem na ostatni mecz tego wypadu. W końcu postanowiłem wpaść na jakieś spotkanie na jednym z niższych poziomów rozgrywkowych.
Spotkanie wiedeńskiej 1. Klasse pomiędzy FC Brigittenau i FC Marahilfe również nie należało do najłatwiejszych do oglądania z racji trudnych warunków atmosferycznych oraz kilku ciężkich chwil mogących skutkować opuszczeniem spotkania :P Nie liczcie na żadne zdjęcia z tego spotkania :P Na szczęście udało się przetrwać te 90 minut, po których udałem się na lotnisko celem powrotu do domu ;)

Komentarze

  1. 56 yrs old Geologist II Florence Kleinfeld, hailing from Fort Saskatchewan enjoys watching movies like "Awakening, The" and Jewelry making. Took a trip to Thracian Tomb of Sveshtari and drives a Ferrari 250 LWB California Spider. dodatkowy odczyt

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty